Mam 15 lat i bardzo się zakochałam w takim chłopaku, którego już nigdy nie spotkam, bo jest z zagranicy. Spędziłam z nim naprawdę wyjątkowe chwile. To jest prawdziwa miłość. Nie mogę o tym powiedzieć mojej mamie (a bardzo bym chciała), ponieważ moja mama nie tolerowałaby takiego chłopaka.
Odpowiedzi Aadrian odpowiedział(a) o 11:40 Zabij ją, zanim ona zabije Ciebie. ℓєηкα. odpowiedział(a) o 11:40 Serio?... Jeżeli tak to uciekaj z domu i na policje dzwoń... choć wątpię żebyś w takiej sytuacji siedziała na zapytaj... ♥Ta♥♥ odpowiedział(a) o 11:39 uciec z domu.. albo iść na policie.,. blocked odpowiedział(a) o 11:40 Schować się w szafie, ewentualnie w piwnicy. Zależy jaki ma powód... Bo jak poważny to lepiej uciekać i to daleko. blocked odpowiedział(a) o 09:52 Na pewno twoja mama nie chce cię zabić. Jeśli przejawia oznaki nienormalności to udaj się do psychologa, albo kiedy nie wiesz gdzie jest najbliższy psycholog (Np.: Jest w szkole), spytaj o pomoc nauczycieli, albo policję. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub Aby osoba, która chce odebrać sobie życie, zamiast znaleźć skuteczny sposób na to, jak się zabić, znajdzie sposób na to, aby przeżyć.. Jeśli to czytasz, proszę zastanów się.. Niezależnie, co się wydarzyło, spróbuj żyć.. Wiem, że jest ciężko.. Wiem, że „łatwo Ci mówić”.. Mam podobnie, mam 13 lat i rodzice mnie nienawidzą, ani matka, ani ojciec, dla obydwóch jestem obojętny, wszystko co się dla mnie liczy, oni próbują zniszczyć. Teraz pisząc to ryzykuje że znowu rozpęta się piekło. Rodzice wiecznie coś mają do mnie - drą się, wyzywają, gdy ich proszę żeby przestali padają słowa: "jeszcze raz to powiedz to ci za******le w ten głupi ryj". W kółko bez przerwy, interesuje ich tylko moja głupia siostra, które zawsze przychodzi do mnie, zaczyna sobie, nawet po twarzy mnie bije, gdy jej oddam w łape którą mnie uderzyła, skarży mamie, która niczym się nie interesuje, tylko gra w te po****ne gry na naszej klasie, i wierzy zawsze jej, tej która wraz z nią gra w te gry i sobie pomagają. Kiedy siostra wyzywa mnie: "ty downie" "ty debilu" "on jest mama psychiczny weź go do psychiatry", a podczas kiedy ja ją wyzwe słabym tekstem np. głomb to ojciec wyjeżdża "ty masz downa że ją bez przerwy wyzywasz?" Ojciec - tylko się na mnie wydziera, krytykuje, i praktycznie całe dnie nic nie robi. Kłóci się nonstop z matką co mnie wkurza, jednak czasami z zemsty w duchu się ciesze że matka chociaż w części może doznać tego co ja. Próbowałem wszystkiego co pisze - rozmowy, zrozumienia, pomocy, wielokrotnie, jednak na nic to było. Zawsze jestem nierobem, egoistą, siedzę tylko przez kompem. Rozmowy na nic się nie zdawały, nic sobie z tego nie robili, nawet płakałem mówiąc o tym, ciężko mi było o tym mówić, oni nie słuchali mnie, wlepieni w komputer i telewizor. Próbowałem ich zrozumieć, to też g***o dawało, "nie wpier****j się w nie swoje sprawy, pomoc również nie, pomogłem im w czymś, jeden dzień dla nich nie istniałem, czyli nie było wyzwisk, ale od następnego dnia od nowa "tylko przed komputerem" "nierobie" itd. Myślałem o samobójstwie, ale po dłuższym zastanowieniu się rozsądniejsze było by ich wszystkich zamordować. Wyobrażam sobie tą piękną chwile, możecie myśleć że jestem chory, ja tylko mam dość. Jednak w szkole jest zupełnie co innego - tam mam spokój, nauczyciele nie do********ją się o byle g***o, koledzy, kumple, spoko, są oczywiście wyjątki ale ja na nich nie zwracam uwagi i jest 10/10. Znasz mój problem, więc patrząc na Twój to masz wielkiego farta że oni mają Cię tylko w dupie, a nie wyzywają o byle co. Jeśli krzyczą że chcesz się zabić a ich nie interesuje Twoje dobro - nie chcą źle wypaść wśród przyjaciół, nie chcą być przypadkiem w telewizji czy coś takiego. Moi również tak się zachowują, nie jesteś sama. W Twoim wypadku rozmowa byłaby dobrym rozwiązaniem, jeśli nie pomaga, spróbuj w szkole z pedagogiem czy wychowawcą o tym porozmawiać, tam nie masz się czego obawiać, rodzice może wtedy przejrzą na oczy, bo jeśli kiedyś Cię kochali to ten sposób jest w tej sytuacji jak najbardziej odpowiedni. Polecam Ci to.

CHCE SIE ZABIĆ! POMOCY!? Wszystkie moje problemy zaczęły się już pierwszego dnia szkoły gdy pewna lizuska powiedziała, że nie moge siedzieć z taką osobą, bo będziemy gadały co było nie prawdą i ja powiedziałam, że ona jest lizuską.

Witam Zacznę od tego, że mam 22 lata, studiuję... Mam stwierdzoną u siebie osobowość zależną, przez co całe moje życie jest jednym wielkim lękiem i rodzącymi się co chwila problemami. W dzieciństwie miałam bardzo dobrą relację z mamą, co przerodziło się w pewne "uzależnienie"... Nie potrafiłam nic bez niej zrobić, jestem całkowicie niesamodzielna, a do tego dochodzi więź emocjonalna... Nigdy np. nie wytrzymałam na choćby tygodniowym obozie, bo strasznie za nią tęskniłam. Ostatni raz spróbowałam w wieku 14 lat... Przez dwa dni ryczałam, przez co musiała mnie zabrać z powrotem. Wychowałam się bez ojca, jestem jedynaczką, dzięki czemu cała jej uwaga była skupiona na mnie. Nie mieliśmy problemów finansowych, ani żadnych innych, więc można powiedzieć, ze dzieciństwo miałam udane. W podstawówce i gimnazjum byłam bardzo nieśmiała (cóż, nadal jestem), mało się odzywałam, bałam się odrzucenia. Nie miałam żadnych koleżanek, a jednocześnie bardzo chciałam się z kimś zaprzyjaźnić... Te lata spędzałam samotnie, więc nic dziwnego, że do przyjaciółki w liceum, która była dla mnie miła, od razu zapałałam uwielbieniem, uczepiłam się jej. Przyjaciółka była jedną z tych pięknych, pewnych siebie dziewczyn, którą nigdy nie byłam. Cały czas czułam się od niej gorsza, nic nie znacząca, żyłam w jej cieniu... Ona często lubiła to podkreślać, gdy np. się pokłóciłyśmy, bo nie zgadzałam się z jej zdaniem, przestałyśmy ze sobą rozmawiać, a do tego ona obgadywała mnie przed wszystkimi za moimi plecami, co chwila ze mnie drwiła. Jednak ja zawsze wracałam do niej z przeprosinami, nie potrafiłam bez niej żyć. Zdarzało się tak parę razy. Czułam się okropnie, jednak nie potrafiłam przestać się z nią przyjaźnić, nie chciałam znowu być sama. W ostatniej klasie liceum natrafiłam na faceta, z którym zaledwie parę dni temu się rozstałam. Nie byłam już uzależniona od przyjaciółki, bo miałam kogoś innego... Z mamą cały czas miałam dobry kontakt, jednak nasza relacja zeszła trochę na drugi plan. To była również toksyczna relacja, toksyczny związek. Zastanawiam się teraz, czy ludzie jakoś wyczuwaja moja naiwność i świadomie to wykorzystują... Z nim było podobnie, jednak jeszcze gorzej niż z przyjaciółką. Cały czas mnie zdradzał, oskarżał mnie o wszystko, znęcał się nade mna psychicznie i fizycznie... Wiedział, ze i tak go nie zostawię, więc robił co chciał. A ja robiłam wszystko byle tylko ode mnie nie odszedł. Na początku było normalnie, nasz związek zaczynał się jak każdy inny... Jednak po jakims czasie ja zaczynałam być coraz bardziej pragnąca uwagi, męcząca... Chciałam być z nim cały czas, za dużo od niego wymagałam, chciałam od niego jak najwięcej jego czasu, czułości, bo jesli tylko widziałam jakieś oznaki jego nie-sympatii do mnie, wpadałam w melancholie, płakałam, rozpaczałam że mnie nie kocha. Jak ostatnio rozmawiałam z psycholog, mówiła, ze to wcale nie była moja wina, tylko on mi to wmówił... Wmawiał mi i wzbudzał poczucie winy, ze nie daję mu żyć, ze on chce trochę spokoju... Przepraszałam go więc, zaciskałam zęby, ale w środku byłam bliska załamania nerwowego. Wtedy zdradził mnie po raz pierwszy... Wg pani psycholog on mnie zmanipulował, sprawił, ze uwierzyłam że to normalne, że to przez to że ja go tak męczyłam, i że on po prostu wtedy nie wiedział czy my nadal jesteśmy po tym wszystkim razem... Miałam straszne wyrzuty sumienia, błagałam go o wybaczenie i zebyśmy znowu byli razem... Po roku zwiazku (byliśmy wtedy już na studiach) umarła moja mama. Strasznie to przeżyłam, i zaczęłam być jeszcze bardziej zależna od niego. Od tamtego czasu coraz częściej mnie zdradzał, przyznawał mi się do tego prosto w twarz. A ja cały czas byłam przekonana, ze to moja wina, że nie daję mu tego, czego potrzebuje. Zdarzało mu się zmuszać mnie do seksu, gdy nie chciałam, bił mnie, groził... Byłam bardziej przerażona tym, ze go stracę, niz tym że coś mi się stanie. W końcu to on mnie rzucił. Prosto w twarz powiedział mi, ze już mu się znudziłam, zę go za bardzo męczę... Zrobił to trzy dni temu... od tego czasu nie wychodzę z domu, tylko siedzę w pokoju, płacze i jestem w totalnej rozsypce... Nie mam juz nikogo, nie wytrzymalam juz tego dłużej... Postanowiłam napisać tutaj... Myślę o samobójstwie, przy życiu utrzymuje mnie tylko ta odrobina nadziei... Błagam, pomóżcie...

Czy sąsiad ma prawo skarżyć się na mojego psa? 2011-03-29 14:05:00; Sąsiad postrzelił mojego psa.. 2012-12-22 17:42:45; Moja mama chce oddac mojego psa! 2014-04-22 17:13:51; Mam problem sąsiad kopie mojego psa, co robić? 2014-09-15 18:26:21; Pomocy koleżanka chce otróć mojego psa! 2013-05-29 17:36:28; Co zrobić jak ktoś chce zabić
Ja przez rodziców będę sam do końca życia i mam jeszcze im za to dziękować? Przecież moja mama każdą dziewczynę, którą ja poznaję traktuje jak swoją rywalkę, patrzy się na nią spod oka, tata kiedyś do mojej dziewczyny powiedział "co pani planuje wobec mojego syna? a będzie umiała się pani nim zaopiekować?" i dziewczyna wtedy ze mną zerwała, bo zrobiło się jej głupio, nie wiedziała jak się zachować, co powiedzieć i odeszła ode mnie. Rodzice mnie całkowicie ubezwłasnowolnili, ja nie mam w ogóle życia osobistego, prywatnego, ja robię to co rodzice mi każą, mimo, że mieszkam sam. Nawet nie mogę pojechać sobie rowerem na spacer, bo jak rodzice zadzwonią do mnie i mnie nie będzie w domu, to co wtedy? Albo jak wsiądą w samochód i przyjadą do mnie z wałówką(tak jak zawsze), to będzie dom zamknięty. Dlatego muszę siedzieć w domu i czekać, bo może rodzice zadzwonią albo przyjadą. A jak mnie nie ma w domu, to potem słyszę "gdzie cię znowu nosi? i znowu nie ma ciebie w domu?"... "ZNOWU"... ja wychodzę z domu tylko do sklepu, a jak pojadę gdzieś dalej rowerem, to raz na miesiąc do banku zapłacić rachunki i potem znowu wracam do domu. Nikt by nie chciał mieć takiego życia jak ja. Moje najlepsze lata już minęły, lata, w których powinienem chodzić na dyskoteki, zabawy, bawić się, szaleć, chodzić na randki itd, to ja siedziałem z rodzicami w domu, bo mnie nigdzie nie puszczali. Teraz mieszkam sam, ale nic się nie zmieniło, to tylko takie pozory, że jestem samodzielny, a tak na prawdę kilka razy w tygodniu muszę się im meldować ze wszystkiego, sami dzwonią i wypytują "a co miałeś dzisiaj na obiad, a tak z ciekawości pytam, a wiesz... załóż tę żółtą koszulkę, a tamtą niebieską odłóż do prania, jak przyjadę to wezmę i ci wypiorę, a poprzenosiłeś drewno w ogródku? nie? to masz poprzenosić, bo za kilka dni ojciec ci przywiezie następną porcję drewna. Weź powyrywaj te chwasty w ogródku, przyszedł już rachunek za prąd? A ile masz do zapłacenia?" i tak wygląda każda rozmowa przez telefon. Facet 30 lat ze swoją mamusią. To jest normalne? Normalni rodzice jak syn im powie "idę do zakonu", to rozpaczają, są nieszczęśliwi, bo chcą mieć wnuki. A jak ja rodzicom powiedziałem że idę do zakonu, to moja mama powiedziała "to twoje życie, ty o nim decydujesz, a wiesz, to nawet nie jest taki zły pomysł, jak chcesz to idź". Ale jak powiem "mamo, żenię się", to zaraz będzie "przyprowadź ją do domu, chcemy ją poznać, zaraz będą jej zadawać bardzo krępujące pytania i skończy się tak jak kiedyś, że dziewczyna się wystraszy i ucieknie, a rodzice mi wtedy widać że z zadowoleniem "nie martw się, widocznie nie była ciebie warta, poznasz inną, a jak nawet nie poznasz, to samemu też można żyć".. tak mi ciągle mówią. Rodzice mi nawet kolegów wybierali, nawet jak już byłem dorosły i mieszkałem sam, jakieś 3 lata temu, jak przyjechał do mnie mój znajomy, moi rodzice go nie lubią, akurat pech chciał, że wtedy rodzice też do mnie przyjechali, jak on był u mnie. I rodzice mi powiedzieli po cichu "niech on da ci spokój, znajdź sobie innego kolegę". Ten mój znajomy ma 50 lat, mieszka z dziewczyną, która ma 23 lata, to jego żona. W wieku 22-23 lat jak jeszcze mieszkałem z rodzicami, to musiałem piwo wnosić do domu pod kurtką, jak chciałem się napić, bo mi zabraniali pić piwo.. rodzice w ogóle wszystkiego mi zabraniali. Moi rówieśnicy bawili się przed blokiem a ja siedziałem w domu z rodzicami. Rodzice mnie odprowadzali do szkoły jak miałem 12-13 lat i cała szkoła się ze mnie śmiała, a jak oni nie mogli, to prosili sąsiadów. Moja mama miała stały kontakt z moimi nauczycielami, wiedziała o każdym moim ruchu w szkole, odrabiała za mnie lekcje, sprawdzała mi zeszyty, nawet jak już chodziłem do szkoły średniej, jak miałem 17 lat. Mama mnie kąpała, jak miałem 12 lat, spała ze mną jeszcze w wieku 10 lat. To są normalni rodzice? Oni zrobili ze mnie nieporadnego życiowo kalekę i przez nich będę sam do końca życia, a oni się jeszcze z tego cieszą.
Istnieją jednak sposoby na radzenie sobie z mamozą. Przede wszystkim nigdy nie wolno krzyczeć ani denerwować się na pociechę. W przypadku najmłodszych dzieci można grać w „a kuku”, czyli zasłanianie oczu i odsłanianie ich z okrzykiem „a kuku”. Następnie mama może schować się za krzesłem, aby wrócić po chwili.
Witam! To, że jesteś młodszą siostrą nie musi oznaczać, że nie pomożesz siostrze. Warto, żebyś porozmawiała z nią o tym, co się z nią dzieje i jak ona się teraz czuje. Powinnaś również o wszystkim opowiedzieć rodzicom. Jest ich córką i powinni zareagować w tej sprawie. Zaproponuj siostrze spotkania z psychologiem lub korzystanie z pomocy telefonu zaufania. Warto, żeby wiedziała, że może znaleźć pomoc, a w Tobie może mieć oparcie. Jeśli jednak siostra faktycznie będzie chciała popełnić samobójstwo to powinnaś zgłosić to na policję. Będą mogli zainterweniować w tej sprawie. Nie musisz brać na siebie odpowiedzialności za życie siostry. Ona jest dorosła i to od niej zależy co zrobi. Tobie także polecam korzystanie z pomocy telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży (116 111). Sytuacja, w jakiej się znalazłaś jest bardzo trudna, dlatego warto, żebyś również miała wsparcie i pomoc. Pozdrawiam
Pokrótce o naszej rodzinie: naprawdę dobra, normalna rodzina, rodzice bardzo się kochali i kochają, ja jestem jedynaczką, byłam dobrze wychowana w poczuciu miłości. W tej chwili mamy super kontakt, mieszkam jakieś 5 km od nich. Kasia choruje na depresję, odkąd była nastolatką, ale do psychiatry trafiła dopiero w wieku 21 lat. W jej domu rodzinnym nigdy nie rozmawiano o jej problemach psychicznych W kwietniu 2021 r. 23-latka znalazła się w szpitalu psychiatrycznym po próbie samobójczej, spędziła tam dwa tygodnie, a następnie wypisała się na własne życzenie Kasia szczegółowo zaplanowała swoje samobójstwo, a w telefonie do dziś trzyma notatkę, w której opisała krok po kroku, jak będzie ono wyglądało Uratował ją SMS wysłany do byłego chłopaka. Mężczyzna zaalarmował bliskich Kasi, że dziewczyna wzięła tabletki, żeby się zabić Dziś kobieta mówi, że depresja będzie jej towarzyszyć do końca życia Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu Ma 23 lata, na Instagramie założyła konto o nazwie "Kobieta i depresja". Codziennie odpisuje na wiadomości od osób, które borykają się z podobnymi problemami: obniżony nastrój, myśli samobójcze, nerwica, lęki, napady paniki... Bo depresja w Polsce wciąż jest tematem, o którym łatwiej rozmawiać anonimowo, niż z bliskimi. 1. Do psychiatry trafiłam w wieku 21 lat, chociaż już jako nastolatka domyślałam się, że "coś jest ze mną nie tak". Jasne, każdy może mieć gorszy dzień, popłakać do poduszki, co jest całkiem naturalne, zwłaszcza w wieku dorastania. Ale u mnie to było notoryczne. Nie wiedziałam, skąd się brał ten obniżony nastrój, dlaczego akurat ja "tak mam". Byłam smutna. Nie miałam wtedy dobrego kontaktu ani z mamą, ani z tatą. Nigdy nie rozmawiałam z nimi na poważniejsze tematy, nie było też mowy o tym, żeby usiąść i dowiedzieć się od nich na przykład czegoś o seksie. Dziś uważam, że z dzieckiem trzeba mówić o wszystkim. Moja mama sama ciężko choruje, odkąd pamiętam. Jednak nigdy sama mi o tym nie powiedziała, choć nieraz słyszałam pretensje, że jest zmęczona, a my nie wystarczająco jej pomagamy. O chorobie mamy właściwie dowiedziałam się przypadkiem. Kiedyś znalazłam korespondencję mailową z lekarzem, innym razem usłyszałam kłótnię rodziców. Atmosfera domowa nie sprzyjała rozmowom o depresji nastolatki. Zamknęłam się w sobie i odpuściłam. Ale szukałam informacji o chorobach psychicznych w internecie, w książkach. Pochłaniałam tę wiedzę. W pewnym momencie już wiedziałam, że potrzebuję pomocy psychiatry, ale nie miałam swoich pieniędzy. Przeczytaj: Życie do połowy puste 2. Czas płynął. Zdałam maturę, poszłam na studia, depresja nie mijała, nadal byłam przybita, płakałam, nie miałam motywacji, żeby wstawać z łóżka, każda aktywność bolała mnie wręcz fizycznie. Mój ówczesny chłopak powiedział mi w końcu, że jeżeli ja nie poproszę rodziców o pomoc, to on to zrobi. I tak się stało, pojechał do nich do domu, zapukał, wszedł i powiedział, jak wygląda sytuacja: państwa córka potrzebuje pomocy. Chwilę potem dostałam SMS od mamy. Napisała, że mi pomogą, że dostanę od nich pieniądze na terapię i na leki. I tak ponad dwa lata temu zaczęłam brać antydepresanty. Nie zapomnę, jak pierwszy raz wróciłam do domu rodzinnego właśnie po tym, kiedy rodzice dowiedzieli się o mojej depresji. Kontakt z tatą był praktycznie żaden, więc on w ogóle nie poruszył tematu mojej choroby. Mama bezpośrednio nie spytała mnie ani o objawy, ani o samopoczucie. Padło jedynie: jak tam? Wiedziałam, że miała na myśli właśnie mój stan psychiczny i to, jak się trzymam. Ale odpowiedziałam wymijająco, bo jak inaczej zareagować? Nie czułam jej wsparcia. Znowu odpuściłam. Całe szczęście miałam chłopaka, który mnie wtedy bardzo wspierał w leczeniu i chyba do końca życia będę mu za to wdzięczna, mimo że nie jesteśmy już razem. A nie było mu łatwo. Pamiętam dokładnie wieczór, kiedy wzięłam pierwszą tabletkę na sen. Po pięciu minutach poczułam, jakbym była po prostu naćpana i zasnęłam. Tak minęły dwa tygodnie. Rano brałam leki na dzień, wieczorem — na noc. Nie odczułam skutków ubocznych, jedynie lekko obniżone libido, ale po miesiącu zaczęłam czuć się lepiej, jednak nie na długo. 3. Kryzys przyszedł niespodziewanie rok temu. To był bardzo dziwny okres w moim życiu. Wydawało mi się, że jestem całkiem szczęśliwa. Choć rozstałam się z tamtym chłopakiem, to jednak weszłam w nowy związek, który zapowiadał się dobrze. Problem stanowiły relacje z moją mamą, która miała swoje problemy, zerwała ze mną kontakt po tym, jak rodzice się rozwiedli, a ja zamieszkałam z ojcem. Ja jednak skupiłam się na budowaniu relacji z tatą, szłam do przodu. W tamtym okresie studiowałam i pracowałam jednocześnie. Dla mojego organizmu okazało się to zbyt dużym wyzwaniem. Poza tym jestem perfekcjonistką, obsesyjnie bałam się, że zrobię coś źle, dlatego ciągle się doszkalałam. Miłość? W związku dostawałam wtedy bardzo dużo miłości od partnera, ale nie byłam w stanie jej odwzajemnić i to sprawiało, że bardzo źle się z tym czułam. Choć z natury jestem uczuciowa i czuła, w tamtym momencie byłam obojętna. Chciałam się rozstać, ale bałam się, że złamię tym rozstaniem mojemu partnerowi serce. Miałam wątpliwości, zastanawiałam się: może dalej kocham mojego byłego partnera? Postanowiłam więc do niego napisać. Kiedy wyznał, że on już nic do mnie nie czuje, załamałam się. Te trzy czynniki skumulowały się w moim życiu w marcu ubiegłego roku. Dodatkowo nieco wcześniej zdecydowałam się na samodzielne odstawienie leków, co znacząco wpłynęło na obniżenie mojego nastroju. Nie mając wystarczającej odwagi i siły na to, by szczerze porozmawiać z chłopakiem, postanowiłam popełnić samobójstwo. Przeczytaj: Dwukrotny wzrost liczby prób samobójczych wśród nastolatek. Ekspertka: to nie jest przypadek Wszystko miałam zaplanowane dzień wcześniej. Do tej pory trzymam w telefonie notatkę z 26 marca zatytułowaną "Chcę się zabić" i kartkę, na której godzina po godzinie pisałam, co się dzieje. "Wstałam, jest Tata wrócił do domu o nie mogę się zabić" — zanotowałam. Zależało mi na tym, jeśli moja próba samobójcza by się powiodła, żeby nie znalazł mnie tata, tylko partner, który do mnie przyjeżdżał. Tatę chciałam przed tym ochronić. I nagle okazało się, że on zmienił plany i został na weekend w domu, choć miał wyjechać w rodzinne strony. Napisałam wtedy w notatce: nawet zabić się nie potrafię. Tego wieczora mój partner przyjechał do mnie zmęczony po pracy i położył się spać. Tata był w pokoju obok. W momencie, w którym wzięłam leki, wysłałam wiadomość do mojego byłego partnera i do obecnego, który leżał w łóżku obok i spał. Wcześniej wyciszyłam jego telefon, by dźwięk SMS-a go nie obudził. Napisałam, co zrobiłam. Były partner zareagował natychmiast. Nie mogąc dodzwonić się do mnie, próbował skontaktować się moim chłopakiem, w końcu udało mu się połączyć z moim bratem. Brat zaalarmował mojego tatę. Kiedy usłyszałam, że ojciec z kimś rozmawia, domyśliłam się, że on już wie i byłam przerażona. Nie wiedziałam, jak mam mu wytłumaczyć to, co się stało, zaczęłam budzić partnera. W tym momencie tata wszedł do pokoju, zaczął zadawać mi pytania, ale ja nie potrafiłam nic powiedzieć, tylko płakałam. Zgotowałam niezłą traumę i tacie i partnerowi. Mam ogromne wyrzuty sumienia z tego powodu. To jest coś, co muszę sobie przepracować na terapii. Z perspektywy czasu uważam, że podejmując decyzję o samobójstwie, myślałam tylko o sobie. Wydawało mi się, że kiedy odejdę, wszystkim będzie lepiej. Może trochę popłaczą, ale to minie. Zobacz też: "W kryzysie szukałem pomocy, ale słyszałem tylko: »Nie myśl o głupotach«" [LIST]" Ojciec zdecydował, że zabierze mnie do szpitala. Na SOR-ze spędziłam całą noc, sama. Pandemia sprawiła, że pacjentom ograniczono kontakty z bliskimi. To zabolało mnie jeszcze bardziej, choć wydawało mi się wtedy, że jak na okoliczności, w których się znalazłam, jestem silna. Zastanawiam się, co by się stało, gdyby takie słowa od lekarza usłyszała nastolatka po próbie samobójczej? Nad ranem tata wyprosił na personelu, żeby go do mnie wpuścili, przekazał mi walizkę z ubraniami. Dowiedzieliśmy się, że zawożą mnie do szpitala psychiatrycznego. Pomyślałam: może tam będzie lepiej? Nie wiedziałam jeszcze, z czym się wiąże pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Dziś nie wiem, czy tak wygląda każdy pobyt, czy tylko ja miałam pecha. Były tam dwie naprawdę empatyczne pielęgniarki, które starały się okazać zainteresowanie stanem pacjentów, poprawiać im humor. Ale resztę cechowała jedynie obojętność: robili tyle, ile mieli zrobić, nic więcej, zero indywidualnego podejścia. Szpital wspominam tragicznie, a spędziłam tam dwa tygodnie. Przyjmowałam leki, czułam się otumaniona, wyciszona. Zabrano mi telefon. Wiedziałam, że mi go zabiorą, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż na cały pobyt. Poza tym na początku miałam ze sobą tylko kilka ubrań, które tata spakował mi do walizki. Pierwsze dwa dni płakałam w łóżku, później było trochę lepiej, bo ojciec przywiózł mi książki. Ale dla mnie chyba najgorsze jest to, że byłam tam dwa tygodnie po próbie samobójczej, a psycholog odwiedził mnie dwa razy. I ta rozmowa trwała za każdym razem 15 minut. "Dlaczego to zrobiłaś?", "Jak wyglądają twoje relacje z rodzicami, z chłopakiem?". Taka najzwyklejsza konwersacja. A drugie spotkanie było bardziej po to, żeby stwierdzić, czy ja mam tylko depresję, czy jeszcze jakieś zaburzenia poznawcze. Dwa tygodnie po tym, jak na własne żądanie wyszłam ze szpitala psychiatrycznego, założyłam konto na Instagramie. Byłam wtedy w złym stanie. Dostałam nowe leki, nie miałam apetytu. Całymi dniami leżałam w łóżku. Pewnej nocy po prostu spontanicznie założyłam anonimowe konto, które nazwałam "Kobieta i depresja". Pamiętałam, że jako nastolatka byłam ciekawa wypowiedzi ludzi chorych na depresję, ale było ich bardzo mało w internecie. Pomyślałam sobie wtedy, że może założenie konta będzie dla mnie taką formą psychoterapii, że będę mogła wyrzucić z siebie złe emocje i doświadczenia, a jednocześnie komuś, kto przeczyta o moich doświadczeniach, pomogę. Początkowo bałam się, że wiadomości od czytelników i problemy, którymi zaczną się ze mną dzielić, zbyt mocno mnie obciążą, ale okazało się, że całkiem nieźle daję sobie radę. Zdarza się, że ludzie opisują mi przerażające historie. Zawsze staram się odpisywać i coś doradzić, ale nie "siedzi" to ze mną w głowie. 4. Depresja znacząco wpływa na związek z partnerem. Życie z osobą, która ma depresję, jest trudne. Często muszę tłumaczyć mojemu chłopakowi, że to, że płaczę, nie znaczy, że on mnie krzywdzi. Płacz daje mi możliwość oczyszczenia się, przynosi ulgę po ciężkim dniu. Wiem, że trudno jest patrzeć, jak ukochana osoba płacze, dlatego dużo rozmawiam z partnerem, tłumaczę mu swoje emocje. Dziś kontynuuję leczenie i jak każdy mam czasami gorszy czas, ale na co dzień nie odczuwam swojej depresji, nie utożsamiam się z tą chorobą. Myślę, że osoby borykające się z podobnymi problemami psychicznymi potrzebują od otoczenia przede wszystkim empatii. Czasem wystarczy mi, że partner przytuli mnie i powie: jutro będzie lepiej, lżej. Chcę od niego usłyszeć, że dam radę. Początkowo w to nie uwierzę, ale potem rozumiem, że ma rację. Bo tak właściwie, co strasznego może się wydarzyć? Choć nie studiowałam psychologii, mam dużą wiedzę na temat depresji, bo od kilku lat na własną rękę szkolę się, czytam naukowe i popularnonaukowe artykuły na ten temat. Staram się też "edukować" partnera, by łatwiej mu było mnie zrozumieć i odpowiednio reagować w sytuacjach kryzysowych. Istotna w procesie leczenia depresji jest terapia. Wydaje mi się, że trafiłam na kompetentną osobę. Moja terapeutka bardzo pomogła mi poukładać sobie w głowie relacje z moją mamą. Ta relacja, bardzo ważna dla mnie, młodej dziewczyny wchodzącej w życie, była od samego początku toksyczna. Dziś nie mam z mamą żadnego kontaktu, ponieważ ona tego nie chce. Przyjęłam jej decyzję z ciężkim sercem. Trafiłam na terapię zaraz po tym, jak mama zniknęła z mojego życia, ale w trakcie rozmów z psychoterapeutką odkryłam, że praktycznie wszystko, co funkcjonowało w mojej głowie "nie tak", było związane z naszymi relacjami. Skoro czuję się szczęśliwsza, od kiedy mamy nie ma w moim życiu, to widocznie tak musi być. Z tatą jest zupełnie inaczej. Moi rodzice rozstali się w momencie, gdy mama zdecydowała się na zerwanie kontaktu ze mną. Zamieszkałam wtedy z tatą i żyjemy pod jednym dachem do tej pory. Wcześniej nawet dobrze się nie znaliśmy, bo kiedy byłam mała, pracował za granicą. Gdy wrócił, dojeżdżał do pracy, w domu prawie w ogóle nie bywał. No i mama zawsze na niego narzekała. Nauczyłam się, że tata jest zły. Po rozstaniu rodziców bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Tata bardzo starał się naprawić relację ze mną, choć na początku to było krępujące. Przychodził do mnie i pytał, czy pójdę z nim na spacer. Zgadzałam się i na początku chodziliśmy w kompletnej ciszy, bo nie mieliśmy o czym rozmawiać. Z czasem zaczęły się pojawiać wspólne tematy, otworzyłam się przed nim. Dziś mijają dwa lata, odkąd postanowiliśmy dać sobie szansę i muszę zaznaczyć, że mamy naprawdę świetny kontakt. Kiedy rozmawiamy, nie boję się mu powiedzieć, że idę do psychiatry po leki. Póki mogę, chcę mieszkać z tatą, chcę nadrobić moje dzieciństwo. Badania psychologów i psychiatrów mówią, że depresję można wyleczyć, ja ma inne spostrzeżenia. Wydaje mi się, że jeżeli depresja towarzyszy nam od lat, ale zostaje zdiagnozowana późno, to już na zawsze pozostanie częścią naszego życia. Już zawsze będę czujna, uważna na kolejne spadki nastroju. Dziś jestem szczęśliwa, w przyszłości chcę mieć dzieci i wiem, że jestem narażona na ryzyko depresji poporodowej. Ale ta świadomość pozwala mi się lepiej do tego przygotować do macierzyństwa. Żyję w przekonaniu, że depresja nie zniknie całkowicie. Myślę, że w jakimś stopniu będzie stale tuż obok i akceptuję to. Dla wszystkich osób w kryzysie, a także ich bliskich, działa serwis To pierwszy w Europie serwis pomocowo-edukacyjny podejmujący temat zapobiegania samobójstw i pomocy osobom, które są nim dotknięte. Jeśli zmagasz się z myślami samobójczymi, możesz skorzystać z darmowych infolinii: Antydepresyjny Telefon Zaufania (od poniedziałku do piątku w godz. 15-20) - 22 484 88 01, Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym, codziennie od godz. 14 do 22 - 116 123, Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży, czynny codziennie przez całą dobę - 116 111, Zawsze możesz po prostu zadzwonić pod nr alarmowy 112 i zgłosić zagrożenie życia swojego lub osoby, o której wiesz, że planuje samobójstwo.

Hope orientuje się, że to prawdziwy on, ale potrzebuje więcej dowodów. Oboje całują się. Landon ujawnia, że nie może zostać, ma dostęp do wspomnień Malivore i wie, że ta stała się trybrydą. Musi więc go zabić. Hope wychodzi na zewnątrz, Landon podąża za nią. Trybryda nie chce zabić Landona, nie umie tego zrobić.

fot. Adobe Stock, kieferpix – Dlaczego? Powiedz mi, dlaczego mnie zostawiasz? Tylko nie opowiadaj bzdur, że zasługuję na kogoś lepszego. Masz inną? Znudziłam ci się? – dopytywała Dorotka, ocierając łzy. – Nie – zwiesiłem głowę. – Nie mam nikogo, naprawdę. Czułem, jak z nerwów sztywnieje mi kark. Nie chciałem jej zranić Nie planowałem tego. „Jestem draniem – myślałem, składając pocałunek na jej pięknych, smukłych palcach. – Skurwysynem” – powtarzałem w duchu, zamykając za sobą drzwi. Wróciłem do siebie. Bolało jak cholera, więc po drodze kupiłem sześciopak piwa. Wszedłem do niemal pustego mieszkania, nogą przesunąłem nierozpakowany od roku karton z ubraniami i nie zdejmując kurtki ani butów, usiadłem na kanapie, która służyła mi również za łóżko. „Nawet, k…, nie mam stolika… Ławy czy czego tam… Nic nie mam” – westchnąłem, sięgając po pierwsze piwo. Nie zalałem się w trupa. Nie straciłem kontaktu z rzeczywistością Chciałem tylko zabić ból, znieczulić się na tyle, by móc zasnąć. Odpłynąć na kilka godzin po raz pierwszy od wielu miesięcy, kiedy to poznałem Dorotę. Przez krótką chwilę uwierzyłem, że mogę być szczęśliwy: mieć żonę, dzieci, prawdziwy dom wypełniony meblami i miłością. Ale im dłużej trwał nasz związek, tym bardziej czułem, że okłamuję sam siebie. Bezsenność ostrzegała mnie, że nie nadaję się do sielskiego, rodzinnego życia. Dusiłem się od nadmiaru miłości. Męczyły mnie rozmowy, spowiadanie się z każdej chwili spędzonej bez niej, z każdego zakupu, myśli, pomysłu. Drażniły mnie wspólne posiłki i poranki, jej słodkie, conocne zabiegi, pocałunki, wtulanie się we mnie przed snem. Jej snem… Dorota kwitła, a ja obumierałem. Ileż to razy w ciągu tych kilku miesięcy miałem ochotę zwiać, gdzie pieprz rośnie? Zaszyć się w mojej króliczej norze… W pustym, bezdusznym mieszkaniu wypełnionym nierozpakowanymi kartonami. I w końcu uciekłem. Zostawiłem najwspanialszą kobietę pod słońcem i na powrót zaszyłem się w swoim świecie. – Jesteś taki podobny do twojej mamy – mawiała Dorotka, nie zdając sobie do końca sprawy, jak bliska jest prawdy. Ja też, podobnie jak moja matka, nie potrafiłem kochać ani zbliżyć się do ludzi Ktoś kiedyś powiedział, że oboje żyjemy tak, jakbyśmy świat oglądali przez szybę, nie czując nic, niczym się nie ciesząc i niczego nie oczekując. Ale jak mogłem być inny, skoro wychowała mnie taka kobieta? Dziecko szybko się uczy, a ja byłem wrażliwym chłopcem. Wcześnie pojąłem, że mama mnie nie kocha. Owszem, ubiera mnie, czasem karmi, kupuje zabawki, przygląda się moim rysunkom i budowlom z klocków, zdarza się, że pochwali, lecz nie kocha. Mama nigdy nie brała mnie na ręce, nie tuliła, nie głaskała po głowie; nie rozpromieniała się na mój widok, nie śmiała z moich drobnych psot czy pomyłek językowych, nie całowała mnie na dobranoc, nie budziła czule. Długo sądziłem, że tak zachowują się wszystkie mamy. Dopiero na placu zabaw przeżyłem szok. Miałem wtedy chyba z cztery latka. Pamiętam, obserwowałem te wszystkie panie gawędzące o swoich dzieciach, biegnące, gdy tylko ich maluch spadł z rowerka czy przewrócił się w piaskownicy, bez powodu głaszczące i tulące swoje pociechy, i nie mogłem pojąć, co one robią. Wychowywała mnie babcia, równie troskliwa jak te panie, ale to były mamy! Po tamtym spacerze wróciłem do domu wzburzony. W złości rozbiłem o ścianę piękny, żółty traktor, który dostałem od rodziców na gwiazdkę, i rozpłakałem się. Babcia sądziła, że to z powodu zabawki, jednak ja szlochałem, zazdroszcząc dzieciom ich miłych, czułych mam. Moje rozmyślania przerwał dzwonek w komórce. Przeciągnąłem palcem po wyświetlaczu smartfona i przeczytałem nagłówek wiadomości od Doroty. „Kocham cię, zawsze będę cię kochać” – napisała. Z westchnieniem sięgnąłem po kolejne piwo, ze wszystkich sił starając się nie rozkleić. Gdybym tylko mógł, zatłukłbym tamtych facetów, którzy skrzywdzili moją mamę i zniszczyli życie naszej rodziny. Tata nigdy mi nie powiedział, co się stało wtedy w pociągu, a mamy pytać nie śmiałem. Babcia też milczała jak grób. Wiem tylko tyle, że mama była w siódmym miesiącu ciąży ze mną, kiedy postanowiła odwiedzić siostrę w Grudziądzu. Chciała zabrać kilka rzeczy po jej dzieciach i pogadać od serca. Spóźniła się na wcześniejszy pociąg i choć ciocia Joasia nalegała, ona uparła się, żeby mimo później pory wrócić do męża. W środku tygodnia nocą podróżowało niewiele osób. Mama usiadła w jednym z przedziałów, wyjęła książkę… Była śliczną, drobną dziewczyną. Niewiele przytyła w ciąży, więc jej brzuszek też nie rzucał się w oczy. Nie należała do odważnych, jednak też nie bała się ludzi, więc nie wystraszyła się dwóch chłopaków z rezerwy, którzy usiedli tuż przy drzwiach jej przedziału. Zaniepokoiła się dopiero, gdy sięgnęli po piwo. Wstała, chciała wyjść, ale zastąpili jej drogę i stanowczo poprosili, żeby została. Sparaliżowana strachem nie krzyczała, nie próbowała się wyrwać Bała się o siebie i dziecko, które nosiła pod sercem. Wróciła więc z powrotem na miejsce, modląc się, aby ci chłopcy jak najszybciej wysiedli. W ostateczności liczyła na pomoc konduktora, lecz tej nocy nikt nie miał zamiaru sprawdzać biletów… Nie wiem, co zdarzyło się później. Tata czekał na nią na peronie z bukietem jej ulubionych pachnących narcyzów, ale kwiaty wypadły mu z ręki, kiedy zobaczył swoją żonę. Roztrzęsioną, z podartym rękawem sukienki, podbitym okiem i zadrapaniami na twarzy i dłoniach. W świetle jednej jedynej latarni na pustym peronie wyglądała jak upiór. Chciał ją zawieźć na pogotowie, ale nie pozwoliła mu na to, chciała wracać do domu. Tam od razu weszła pod prysznic i zmyła z siebie wszelkie ślady. Na miejscu ojca nigdy bym nie odpuścił. Siłą wsadziłbym żonę do samochodu i zawiózłbym ją do szpitala, gnany lękiem o nią i dziecko. Mój tata był inny. Dobry, opiekuńczy, a przy tym posłuszny. To mama rządziła domem na swój słodki sposób, więc czekał na jej decyzję. Całą noc miotał się po domu, a ona próbowała zasnąć. Miał jedynie nadzieję, że dziecku nic się nie stało. Urodziłem się trzy tygodnie później. Lekarz, widząc siniaki na twarzy i ciele mamy, sądził, że to sprawka mojego ojca, ale nic nie zrobił; trzydzieści lat temu mało kto wtrącał się w małżeńskie sprawy. A już na pewno nie położnicy z powiatowego szpitala. Mama bardzo się zmieniła przez te trzy tygodnie. Odsunęła się od taty, zamknęła w sobie. Truchlała na każdy głośniejszy dźwięk Na odgłos tłuczonego szkła wpadała w histerię. Nigdy więcej nie wsiadła do pociągu. Ani sama, ani ze mną, ani z nikim innym. Od tamtej pory tata wszędzie woził ją samochodem, także w największe mrozy, śnieżyce czy ulewy. Zamierała na sam dźwięk przejeżdżającego pociągu. Przez pierwsze lata w nocy często budziła się z krzykiem, wracając we śnie do tamtego koszmaru. – Biedna mama, biedni my… – westchnąłem, wybierając numer telefonu rodziców. – Cześć – zacząłem i od razu zdałem sobie sprawę z popełnionego błędu. – Cześć – odpowiedziała mama. – Jak się czujesz? – zapytała swoim matowym głosem. – Nijak – rzuciłem. Tyle chciałem jej powiedzieć, może nawet wypłakać, ale nie umiałem zdobyć się na odwagę. Pewnie zresztą ona też nie wiedziałaby, co zrobić z moją chwilą słabości, więc zapytałem ją o zdrowie i rzucając, że u mnie wszystko dobrze, rozłączyłem się. – Beznadzieja! – krzyknąłem, wrzucając butelkę do kosza na śmieci. – Ch… z segregacją – mruknąłem, po czym poczłapałem do lodówki po następną. Miałem ochotę upić się do nieprzytomności i raz na zawsze zapomnieć o moim beznadziejnym życiu. O tym domu, w którym pozornie wszystko wyglądało jak dawniej, ale pewnie nic nie przypominało już szczęścia sprzed wypadku. Mama odsunęła się od ojca, potem ode mnie. Już następnego dnia po moich narodzinach straciła pokarm, a wkrótce i chęci do zajmowania się mną. Dzisiaj położna odwiedzająca kobiety pomyślałaby o depresji, ale wtedy mama zdana była na ojca i babcię. Ci natychmiast pośpieszyli z pomocą dziecku, starając się zastąpić ją najlepiej, jak umieli. Ale nigdy nie udało im się zastąpić matki, której tak bardzo potrzebowałem. Nie winię ich. Babcia była kochaną, lecz prostą kobietą; nie lubiła swoimi problemami zamęczać lekarzy. Tata, jak to facet, starał się dać żonie wszystko, nie wiedząc nawet, że istnieją na świecie psycholodzy. Lekarz rodzinny tylko dziwił się, że mama jakaś taka lękliwa się stała, ale oprócz medykamentów mających wyciszyć nocne koszmary nie szukał głębszych przyczyn jej stanu. Nikt oprócz najbliższej rodziny nie wiedział, co przeżyła Nigdzie nie odnotowano napadu, nie przeanalizowano śladów na jej ciele, jakby nic się nie zdarzyło, choć pewnie zdarzyło się wiele. Dopiero kilka lat później nowy lekarz ogólny, młody absolwent medycyny, któremu jeszcze się chciało, skierował mamę do psychiatry. Tłumaczył, że to nic złego korzystać z pomocy specjalistów. Polecił nawet znakomitego profesora w wojewódzkim mieście, do którego mama jeździła przez kolejne siedem lat, zostawiając u niego nasze oszczędności. Niestety, pan profesor lubował się jedynie w wypisywaniu recept na coraz to nowe i droższe medykamenty, po których mama czasem chodziła jak nieprzytomna albo przesypiała nie tylko noce, ale i dni. Próbowała protestować. Zwłaszcza gdy podniósł stawki za godzinną wizytę. W odpowiedzi usłyszała, że może sobie iść i szukać kogoś lepszego, jeśli jej się nie podoba. Może gdyby moja mama była dawną Krysią, mając do czynienia z takim chamem, odwróciłaby się na pięcie i trzasnęła drzwiami. Jednak ona w odpowiedzi jedynie skuliła się w sobie i potulnie sięgnęła po portfel. Zbyt dobrze wiedziała, że z mężczyznami nie wygra. Proszki tłumiły jej emocje, lecz nie leczyły z fobii narastających z każdym rokiem. Przestała pracować, przeszła na rentę. Zamknęła się w domu. Jedynym jej zajęciem stało się pucowanie wnętrza, co doprowadziła do perfekcji, ale jakoś szczęśliwsza od tego nie była. A ja? Z wiekiem nauczyłem się już żyć bez mamy i zajętego nią, bezgranicznie w niej zakochanego ojca. Miałem babcię i tylko dla niej żyłem. Dla niej skończyłem dobre technikum i zdałem na politechnikę. Marzyłem o dobrej pracy z pensją, za którą mógłbym zabrać babcię na wycieczkę po Europie. Niestety, nie zdążyłem tego zrobić. Babcia zmarła dzień po moim absolutorium. Tej szansy nie wolno mi zmarnować Rzuciłem w kąt dyplom uczelni i zapomniałem o marzeniach. Znalazłem zatrudnienie w jednej z prywatnych firm bez ambicji. Za oszczędności, które zapisała mi babcia, kupiłem mieszkanie z dala od rodzinnej miejscowości. To samo, w którym siedziałem tego dnia i piłem piwo… Trzy razy straciłem głowę dla jakichś dziewczyn, ale uciekałem, gdy zaczynało się robić poważniej. Teraz uciekłem od Doroty. Może gdyby żyła babcia, przywiózłbym ją i przedstawił, ale teraz nikogo to nie obchodziło… Zadzwonił telefon. – Synu, ty znowu pijesz? – usłyszałem głos ojca. – A kto ci tak powiedział? – burknąłem rozeźlony. – Mama – odparł. Zaniemówiłem zaskoczony. – Myślałem… – Źle myślałeś, synu – nie dał mi dokończyć. – Bardzo się o ciebie martwimy, choć może tego nie widać – westchnął, a mnie łzy popłynęły po policzkach. Rozłączyłem się pod byle pretekstem, żeby tylko nie odkrył, jakie wrażenie zrobiły na mnie jego słowa. Ojciec pierwszy raz powiedział mi coś takiego. „Martwią się o mnie?” – ta myśl przez całą noc nie dawała mi spokoju. O świcie nie wytrzymałem. Wziąłem zimny prysznic, ogoliłem się, ubrałem i pojechałem do Doroty. – Przepraszam – powiedziałem, gdy tylko otworzyła drzwi. – Jeśli jeszcze chcesz mnie posłuchać, to ci opowiem, dlaczego wczoraj tak postąpiłem. Opowiem ci o moim życiu – patrzyłem jej w oczy, modląc się w duszy, żeby mnie przyjęła. Z rozmazanym makijażem, we wczorajszym podkoszulku nie wyglądała najlepiej, a jednak dla mnie w tamtej chwili była najpiękniejsza na świecie. – Chciałbym, żebyś poznała moją rodzinę – dodałem. Nie odpowiedziała, otworzyła szeroko drzwi. Bez słowa usiedliśmy na kanapie, na której jeszcze niedawno tuliłem ją w ramionach, przerażony naszą ciągłą bliskością. Jeszcze wczoraj bałem się takiego życia, ale dzisiaj byłem już na nie gotów. – Opowiem ci o pewnej kobiecie, jej podróży pociągiem i chłopcu, którego urodziła trzy tygodnie później. I o tym, jak nikt nie umiał im pomóc – zacząłem, przełykając głośno ślinę. Już wiedziałem, że nie zmarnuję drugiej danej mi szansy. Czytaj także:Kamila najpierw była dziewczyną mojego syna, potem uwiodła mojego mężaMąż ma pretensje, że ciągle niańczę swojego brataPo utracie pracy przeniosłam się z dnia na dzień do Warszawy Pełna czarnego humoru i przenikliwych spostrzeżeń na temat życia przejmująca biograficzna opowieść "Cieszę się, że moja mama umarła" stanowi fascynujący zapis walki o niezależność, własne granice i czerpanie radości z życia. Bestsellerowy pamiętnik i numer jeden "New York Timesa", który błyskawicznie zyskał status fenomenu
zapytał(a) o 14:27 Moja koleżanka chce się zabić co mam robić ? Mamy po 16 lat i poznaliśmy się pod koniec maja i to całkiem przypadkiem. Poznaliśmy się przez internet i Okazało się, że mieszkamy tylko 70km od siebie. W maju się planujemy spotkać, ale nie wiem czy to wyjdzie. Ona cały czas mówi, że się chce zabić. Na prawdę nie wiem co mam robić. Wiem, że się nie widzieliśmy nigdy na oczy, ale na prawdę jak ona to zrobi to ja tego nie przeżyję. Ona ma taki problem, że miała chłopaka, który ją bardzo skrzywdził i teraz jest rozbita psychicznie. Miała nawet już próby samobójcze, ale na szczęście się nie udały i to było jakieś 1,5 roku temu, od tego czasu jakoś żyję, później poznała mnie i tak na prawdę jestem jej tylko internetowym kolegą, ale na prawdę ona mi ufa i cały czas mi mówi, że chcę się zabić i że życzy mi szczęścia. Mam jej fb i jej telefon, tak samo jak ona mój. W maju się u nas wszystko zaczeło i tak na prawdę pisaliśmy co raz więcej do siebie, aż w końcu mamy swoje fb i telefony. Ona na prawdę mi zdradziła dużo swoich tajemnic, co jej były jej zrobił. Co ja mam robić ? Ja nie chcę, żeby ona się zabiła. Przecież ona jest taką ładną dziewczyną i mądrą, ale zawsze mi mówi, ze jest głupia i brzydka, a jak ja napiszę jej, że jest ładna i mądra to mówi, ze ja kłamię. Na prawdę nie umiem z nią gadać. Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 14:30 jak ona to zrobi to ja tego nie przeżyję. no i już wiesz co jej powiedzieć Uważałbym na takie znajomości...Z czasem ty sie przywiazesz, a jej gdy przejdzie, to o tobie zapomni, albo nawet cie skrzywdzi. Wiem z autopsji :( Rain1 odpowiedział(a) o 15:05 Spróbuj się z nią spotkać na przykład w tym miesiącu lub w następnym pogadaj z nią i powiedz że na cb może liczyć jeżeli będziesz chciał jej tak powiedzieć oczywiście. Może też jej spróbuj wytłumaczyć że popełnienie samobójstwa to ogromna pomyłka. Też mam prawie taki sam problem :/ Jedź do niej i zabij sie z nią. Nie musisz mnie słuchać to tylko taki pomysł. BOsze bosze gimbaza ;O No to tak poprostu ona tak tb pisze i wgl swoimz najomym zeby zwrócic na nia bardziej uwage a tymbardziej to ttaki wiek ze ciegle ma niby jakies problemy ciegle szuka tego problemu zeby potem ci napisac ze sie zabije o boze gruba jestem itp. a ona oczekuje ze bd jej pisac . nie nei rob tego kochanie nie bd dobrze bla bla bla i tak wkolko powiec jej raz a koniencznie ogranij sie dziewczyno bardzo cie kocham bo jestes moja przyjjaciolka ale nei rob z siebie gimba i badz normalna ;) Im bardziej bedziesz probowal jej wypersfadowac to, tym bardziej bedzie naciskala ciebie ze to chce zrobic. I tak az "wyrosnie" Bedziesz mial cisnienie na maxa... Ann27 odpowiedział(a) o 22:50 Ta dziewczyna jest samotna i potrzebuje kogoś, kto przy niej będzie. Dlatego mówi o śmierci. Chce Ciebie sprowokować do troski o nią. Chce usłyszeć słowa "masz mnie, nie zostawiaj mnie". Dlatego tyle o tym mówi. Prawdopodobieństwo, że odbierze sobie życie jest naprawdę znikome. Ona po prostu potrzebuje kogoś pewnego w swoim życiu. Uważasz, że ktoś się myli? lub
Jak dziecko chce się zabić, może liczyć na materac na korytarzu. Psychiatria dla dzieci to katastrofa Duży Format 08.04.2019, 06:00
Odpowiedzi powiedz;tacie babci przyjaciółce i cioci uruburu odpowiedział(a) o 08:52 no w sumie twoja matka zagraza otoczeniu. nie sadze zeby chciala ciebie zabic, ale powiinna zaczac sie leczyc jesli zawsze tak reaguje. blocked odpowiedział(a) o 08:52 Powiedz komuś bo to nie jest śmieszne . Żeby Matka własne dziecko biła grzebieniem i nożyczkami wymachiwała , za złe ścięcie grzywki. Nie mogła pójśc do fryzjera tylko córkę prosi ?Normalna (bez obrazy) patologia . musisz komuś o tym powiedzieć! najlepiej rodzinie Wiesz co jak matka chciała cię zabić to idź na policję albo się wyprowadź jeśli masz 18 lat albo mieszkaj ze znajomymi lub rodziną i im powiedz i nie mów matce gdzie jesteś jeżeli cię chce zabić jak cię chce przeprośić do przez komórkę:) ratuj swoje życie bo jak matka cie zabije to wiesz sama to lepiej więc ratuj życie :) idź na policje co to za matka Uważasz, że ktoś się myli? lub
.
  • 8561htksrp.pages.dev/352
  • 8561htksrp.pages.dev/844
  • 8561htksrp.pages.dev/165
  • 8561htksrp.pages.dev/563
  • 8561htksrp.pages.dev/542
  • 8561htksrp.pages.dev/711
  • 8561htksrp.pages.dev/24
  • 8561htksrp.pages.dev/614
  • 8561htksrp.pages.dev/140
  • 8561htksrp.pages.dev/101
  • 8561htksrp.pages.dev/51
  • 8561htksrp.pages.dev/528
  • 8561htksrp.pages.dev/759
  • 8561htksrp.pages.dev/334
  • 8561htksrp.pages.dev/682
  • moja mama chce się zabić